Po ostatnim meczu Polski z Czechami emocje powoli zaczynają opadać.
Wielkie nadzieję Polaków na wyjście z grupy zderzyły się brutalnie z
rzeczywistością, a konkretnie z czeską reprezentacją i zmieniły w
rozpacz i złość. Po otrząśnięciu się z szoku, kibice pojęli konsekwencje
przegranej, co wywołało prawdziwą eskalację agresji.
Chociaż
polska reprezentacja w żadnym meczu nie poniosła naprawdę sromotnej
klęski, w żadnym też nie odniosła spektakularnego sukcesu, to uczucia
jakie wywoływała były silne niczym tornado zrywające dachy i zmienne jak
pogoda w górach. Po rozgrywce z Grecją Polacy wypowiadali się z
zażenowaniem o możliwości swoich piłkarzy, z przekąsem dodając, że
zapewne jak zawsze nic nie osiągniemy. Po całkiem dobrym spotkaniu z Rosją,
kraj stał się nagle cały biało-czerwony, a kibice napompowani nagłym
przywiązaniem do drużyny, wróżyli jej zwycięstwo w ostatniej rozgrywce.
Znaleźli się nawet tacy, którzy deklarowali, że w razie porażki
polskiej reprezentacji, targną się na swoje życie.
W
pewnym momencie, na kilka dni, piłkarze stali się naszymi narodowymi
bohaterami. Błaszczykowskiego czy Lewandowskiego okrzyknięto
współczesnymi rycerzami i bojownikami o lepsze jutro dla Polski, a
przynajmniej jej narodowej drużyny. Co prawda pierwsze symptomy wróżące taki obrót sprawy zaczęły się pojawiać tuż przed meczem z Rosją, sięgnięto wtedy do historycznym antagonizmów polsko-rosyjskich, by dowodzić, że nasza reprezentacja pomści się za wszystkie krzywdy doznane przez Rosję. Jednak
prawdziwy wybuch nadziei i ducha walki nastąpił przed meczem z Czechami, już bez sięgania do zamierzchłych faktów z dziejów naszej ojczyzny.
Wszystko to rozdmuchano do tak niewyobrażalnych rozmiarów, że
presja jaka ciążyła na naszej reprezentacji stała się tak silna, że
niemal namacalna. Niestety Polacy przegrali, co gorsza w nie najlepszym
stylu. Z bohaterów w ciągu 90 minut przemienili się w zakały tego
narodu, przynoszące wstyd i hańbę . Wszystko to za co naród kochał ich
przed meczem przestało się liczyć, wręcz rozpłynęło się w
czasoprzestrzeni nie pozostawiając po sobie śladu.
Następnie nastąpiło coś co trochę przypominało polowanie na czarownice –
szukanie winnego. Ślepe rzucanie nieprzychylnymi epitetami,
wszechobecne pretensje.
Nie jestem psychologiem
sportowym, ale podejrzewam, że taka huśtawka nastrojów nikomu nie
pomaga. To co Polacy zafundowali swoim sportowcom nie było wskazane ani
im, już i tak dostatecznie zestresowanym, ani Smudzie, cokolwiek
mówi się o jego potencjale trenerskim czy nawet intelektualnym. Stres
bywa motywujący, ale mordercza presja może paraliżować. Łatwiej
podejmować ryzykowne decyzje i grać odważnie, a nie zachowawczo, wiedząc, że niezależnie od wyników starania zostaną przyjęte ze
spokojem, a piłkarze nie będą musieli liczyć się po zakończeniu meczu z
publicznym linczem.
Zresztą taka
uczuciowa ambiwalencja okazywana reprezentacji nie za dobrze świadczy o samych kibicach. Każdy sam dokonuje wyboru, której reprezentacji
„oddaje serce”, więc tak dynamicznie zmiany w nastawieniu do drużyny
zdradzają brak stabilności emocjonalnej. To
co pokazało wielu Polaków było myleniem banalnego patriotyzmu, szału
tłumu, z prawdziwym wspieraniem i lubieniem swojej drużyny. Poza tym piłka nożna to nieprzewidywalny sport. Szkoda
jest pozbawiać się pięknych sportowych emocji, zmieniając je na
napięcie i stres zorientowany tylko i wyłącznie na wynik. Oczywiście rezultat jest esencją tego
sportu, jednak dobrze jeśli budzi autentyczną radość lub rozpacz, a nie nienawiść i żal.
W moim odczuciu wzór kibicowania zaprezentowali Irlandczycy. Oglądałam mecz Hiszpanii z Irlandią. Bez wątpienia drużyna del
Bosque była lepsza. Piłkarze Hiszpanii to same gwiazdy, głównie w FC
Barcelony i Realu Madryt, perfekcyjni technicznie, utalentowani. Od
pierwszych minut gry nie pozostawiali najmniejszych złudzeń, że Irladia ma jakiekolwiek szanse.
Mimo
tego, że mecz był raczej formalnością, kibice Irlandii licznie
wypełnili stadion. Od pierwszych minut dopingowali swoich piłkarzy, a im
bardziej szala zwycięstwa przechylała się po stronie Hiszpanii, tym
głośniej wspierali swoich. Ostatnie minuty meczu, które
zbiegły się z 4 bramką, były wzruszające. Mimo druzgocącej przegranej
Irlandii, piłkarze grali z podniesionymi głowami do samego końca, a ich
kibice składali wyrazy wsparcia w postaci głośnego śpiewania hymnu. Uważam, że ten mecz był na swój sposób piękny zarówno dla Irlandczyków jak i dla członków ich reprezentacji. Takich kibiców życzę polskim piłkarzom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz