środa, 20 czerwca 2012

Upadek bohaterów

Po ostatnim meczu  Polski z Czechami emocje powoli zaczynają opadać. Wielkie nadzieję Polaków na wyjście z grupy zderzyły się brutalnie z rzeczywistością, a konkretnie z czeską reprezentacją i zmieniły w rozpacz i złość. Po otrząśnięciu się z szoku, kibice pojęli konsekwencje przegranej, co wywołało prawdziwą eskalację agresji.

Chociaż polska reprezentacja w żadnym meczu nie poniosła naprawdę sromotnej klęski, w żadnym też nie odniosła spektakularnego sukcesu, to uczucia jakie wywoływała były silne niczym tornado zrywające dachy i zmienne jak pogoda w górach. Po rozgrywce z Grecją Polacy wypowiadali się z zażenowaniem o możliwości swoich piłkarzy, z przekąsem dodając, że zapewne jak zawsze nic nie osiągniemy. Po całkiem dobrym spotkaniu z Rosją, kraj stał się nagle cały biało-czerwony, a kibice napompowani nagłym przywiązaniem do drużyny, wróżyli jej zwycięstwo w ostatniej rozgrywce. Znaleźli się nawet tacy, którzy deklarowali, że w razie porażki polskiej reprezentacji, targną się na swoje życie.  

W pewnym momencie, na kilka dni, piłkarze stali się naszymi narodowymi bohaterami. Błaszczykowskiego czy Lewandowskiego okrzyknięto współczesnymi rycerzami i bojownikami o lepsze jutro dla Polski, a przynajmniej jej narodowej drużyny. Co prawda pierwsze symptomy wróżące taki obrót sprawy zaczęły się pojawiać tuż przed meczem z Rosją, sięgnięto wtedy do historycznym antagonizmów polsko-rosyjskich, by dowodzić, że nasza reprezentacja pomści się za wszystkie krzywdy doznane przez Rosję. Jednak prawdziwy wybuch nadziei i ducha walki nastąpił przed meczem z Czechami, już bez sięgania do zamierzchłych faktów z dziejów naszej ojczyzny.

Wszystko to rozdmuchano do tak niewyobrażalnych rozmiarów, że  presja jaka ciążyła na naszej reprezentacji stała się tak silna, że niemal namacalna. Niestety Polacy przegrali, co gorsza w nie najlepszym stylu. Z bohaterów w ciągu 90 minut przemienili się w zakały tego narodu, przynoszące wstyd i hańbę . Wszystko to za co naród kochał ich przed meczem przestało się liczyć, wręcz rozpłynęło się w czasoprzestrzeni nie pozostawiając po sobie śladu. Następnie nastąpiło coś co trochę przypominało polowanie na czarownice – szukanie winnego. Ślepe rzucanie nieprzychylnymi epitetami, wszechobecne pretensje.

Nie jestem psychologiem sportowym, ale podejrzewam, że taka huśtawka nastrojów nikomu nie pomaga. To co Polacy zafundowali swoim sportowcom nie było wskazane ani im, już i tak dostatecznie zestresowanym, ani Smudzie, cokolwiek mówi się o jego potencjale trenerskim czy nawet intelektualnym. Stres bywa motywujący, ale mordercza presja może paraliżować. Łatwiej podejmować ryzykowne decyzje i grać odważnie, a nie zachowawczo, wiedząc, że niezależnie od wyników starania zostaną przyjęte ze spokojem, a piłkarze nie będą musieli liczyć się po zakończeniu meczu z publicznym linczem.

Zresztą taka uczuciowa ambiwalencja okazywana reprezentacji nie za dobrze świadczy o samych kibicach. Każdy sam dokonuje wyboru, której reprezentacji „oddaje serce”, więc tak dynamicznie zmiany w nastawieniu do drużyny zdradzają  brak stabilności emocjonalnej. To co pokazało wielu Polaków było myleniem banalnego patriotyzmu, szału tłumu, z prawdziwym wspieraniem i lubieniem swojej drużyny. Poza tym piłka nożna to nieprzewidywalny sport. Szkoda jest pozbawiać się pięknych sportowych emocji, zmieniając je na napięcie i stres zorientowany tylko i wyłącznie na wynik. Oczywiście rezultat jest esencją tego sportu, jednak dobrze jeśli budzi autentyczną radość lub rozpacz, a nie nienawiść i żal.

W moim odczuciu wzór kibicowania zaprezentowali Irlandczycy. Oglądałam mecz Hiszpanii z Irlandią. Bez wątpienia drużyna del Bosque była lepsza. Piłkarze Hiszpanii to same gwiazdy, głównie w FC Barcelony i Realu Madryt, perfekcyjni technicznie, utalentowani. Od pierwszych minut gry nie pozostawiali najmniejszych złudzeń, że Irladia ma jakiekolwiek szanse.

Mimo tego, że mecz był raczej formalnością, kibice Irlandii licznie wypełnili stadion. Od pierwszych minut dopingowali swoich piłkarzy, a im bardziej szala zwycięstwa przechylała się po stronie Hiszpanii, tym głośniej wspierali swoich. Ostatnie minuty meczu, które zbiegły się z 4 bramką, były wzruszające. Mimo druzgocącej przegranej Irlandii, piłkarze grali z podniesionymi głowami do samego końca, a ich kibice składali wyrazy wsparcia w postaci głośnego śpiewania hymnu. Uważam, że ten mecz był na swój sposób piękny zarówno dla Irlandczyków jak i dla członków ich reprezentacji. Takich kibiców życzę polskim piłkarzom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz